Z wczorajszej puli wydarzeń, obraliśmy za cel klub Awaria, mieszczący się na rogu ulic Mikołajskiej i św. Krzyża. Przyczajony w piwnicy lokal, nie od wczoraj zapewnia bywalcom hektolitry trunków i godziny muzyki na żywo. Można śmiało powiedzieć, że Awaria znajduje się w ścisłej czołówce klubów muzycznych Krakowa.
Coś jednak się zmieniło. Z dniem 15 listopada wprowadzono restrykcje, które uderzyły także i w to miejsce. Z lokalu zniknął dym i palacze. Jedni z zadowoleniem przyjęli nowe przepisy, inni pojedynczo i grupkami wystawali na zewnątrz, marznąc i zacierając ręce w kłębach dymu.
Nie wybraliśmy się jednak do Awarii po to by ocenić czy w niej pachnie czy nie, wybraliśmy się na koncert zespołu NiPU, na którego recenzję zapraszam!
Koncert rozpoczął się nieco po 21. Zespół w składzie:
Tomasz Kostecki- wokal
Tomasz Barcik- harmonijka ustna
Mariusz Walczak- perkusja
Przemysław Walczak- gitara elektryczna
Adam Szarnicki- gitara elektryczna
Paweł Szarnicki- gitara basowa
zaprezentować miał gościom klubu, repertuar złożony z coverów oraz ich własnych kompozycji w klimacie rocka i blues rocka. Nie inaczej też się stało. Awaryjne wnętrze przepełnione było stałymi bywalcami klubu jak i nowymi twarzami, zatopionymi w rozmowie i słuchającymi tego co NiPU przygotowało. Pomimo ciasnoty, która charakterystyczna jest dla sceny tegoż klubu, ekipa dziarsko rozpoczęła koncert energetycznym pierwszym setem. Covery takich zespołów jak Perfect i Dżem, rozgrzały nie tylko zmarzniętą publikę, ale i sam zespół, a w szczególności wokalistę, który bez ogródek powoli, powoli, jął coraz wyżej podwijać rękawy koszulki. Pomimo małej ilości miejsca i momentami upalnej temperatury, zespół utrzymywał tempo, grał składnie i czysto, dając popis swoich umiejętności w najlepszym wykonaniu. Wiem co pisze, bo nie pierwszy raz zdarzyło mi się słuchać ekipy, i nie pierwszy raz występowała ona na Awaryjnych deskach. Prawdziwa pochwała (dla sekcji i całego zespołu, bo gdy całość się nie zgrywa na scenie powstaje chaos!) należy się przede wszystkim za utrzymywanie w ryzach sześcioosobowego składu. Pot perlił się, perkusja wprawiała w drżenie wnętrze sali, gitary przekrzykiwały się nawzajem, bas prowadził pewnie, a w tle i w sukurs wokalowi harmonijka, nadawała szczegółów, kontrastu i zamykała brzmienie zespołu.
Pierwszy set, wypadł nad wyraz dobrze, aż za dobrze, bo wypompował spore pokłady energii, i po mniej więcej 40 minutach, zespół zapowiedział przerwę.
I my przerwijmy na moment, posłuchajmy jak zespół brzmi na żywo.
Drugi set, rozpoczął się znacznie spokojniej, i taki miał już pozostać. Pomimo zmęczenia pierwszymi 40 minutami występu i wciąż rosnącą temperaturą wnętrza, grupa nadal grała czysto i równo. Set, choć o wiele spokojniejszy od poprzedniego, nie uśpił publiczności, wręcz przeciwnie, nadał występowi smaku i porządku. Publika nagradzała hojnie brawami, każdy z zakończonych utworów a sił wciąż i wciąż przybywało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz