niedziela, 28 listopada 2010

Awaryjnie bez dymów. Recenzja koncertu NiPU, Klub Awaria 27 XI 2010r.

Witajcie,

Z wczorajszej puli wydarzeń, obraliśmy za cel klub Awaria, mieszczący się na rogu ulic Mikołajskiej i św. Krzyża. Przyczajony w piwnicy lokal, nie od wczoraj zapewnia bywalcom hektolitry trunków i godziny muzyki na żywo. Można śmiało powiedzieć, że Awaria znajduje się w ścisłej czołówce klubów muzycznych Krakowa.
Coś jednak się zmieniło. Z dniem 15 listopada wprowadzono restrykcje, które uderzyły także i w to miejsce. Z lokalu zniknął dym i palacze. Jedni z zadowoleniem przyjęli nowe przepisy, inni pojedynczo i grupkami wystawali na zewnątrz, marznąc i zacierając ręce w kłębach dymu.

Nie wybraliśmy się jednak do Awarii po to by ocenić czy w niej pachnie czy nie, wybraliśmy się na koncert zespołu NiPU, na którego recenzję zapraszam!

Koncert rozpoczął się nieco po 21. Zespół w składzie:

Tomasz Kostecki- wokal
Tomasz Barcik- harmonijka ustna
Mariusz Walczak- perkusja
Przemysław Walczak- gitara elektryczna
Adam Szarnicki- gitara elektryczna
Paweł Szarnicki- gitara basowa

zaprezentować miał gościom klubu, repertuar złożony z coverów oraz ich własnych kompozycji w klimacie rocka i blues rocka. Nie inaczej też się stało. Awaryjne wnętrze przepełnione było stałymi bywalcami klubu jak i nowymi twarzami, zatopionymi w rozmowie i słuchającymi tego co NiPU przygotowało. Pomimo ciasnoty, która charakterystyczna jest dla sceny tegoż klubu, ekipa dziarsko rozpoczęła koncert energetycznym pierwszym setem. Covery takich zespołów jak Perfect i Dżem, rozgrzały nie tylko zmarzniętą publikę, ale i sam zespół, a w szczególności wokalistę, który bez ogródek powoli, powoli, jął coraz wyżej podwijać rękawy koszulki. Pomimo małej ilości miejsca i momentami upalnej temperatury, zespół utrzymywał tempo, grał składnie i czysto, dając popis swoich umiejętności w najlepszym wykonaniu. Wiem co pisze, bo nie pierwszy raz zdarzyło mi się słuchać ekipy, i nie pierwszy raz występowała ona na Awaryjnych deskach. Prawdziwa pochwała (dla sekcji i całego zespołu, bo gdy całość się nie zgrywa na scenie powstaje chaos!) należy się przede wszystkim za utrzymywanie w ryzach sześcioosobowego składu. Pot perlił się, perkusja wprawiała w drżenie wnętrze sali, gitary przekrzykiwały się nawzajem, bas prowadził pewnie, a w tle i w sukurs wokalowi harmonijka, nadawała szczegółów, kontrastu i zamykała brzmienie zespołu.
Pierwszy set, wypadł nad wyraz dobrze, aż za dobrze, bo wypompował spore pokłady energii, i po mniej więcej 40 minutach, zespół zapowiedział przerwę.
I my przerwijmy na moment, posłuchajmy jak zespół brzmi na żywo.




Drugi set, rozpoczął się znacznie spokojniej, i taki miał już pozostać. Pomimo zmęczenia pierwszymi 40 minutami występu i wciąż rosnącą temperaturą wnętrza, grupa nadal grała czysto i równo. Set, choć o wiele spokojniejszy od poprzedniego, nie uśpił publiczności, wręcz przeciwnie, nadał występowi smaku i porządku. Publika nagradzała hojnie brawami, każdy z zakończonych utworów a sił wciąż i wciąż przybywało. 
Pomimo, jak już wcześniej wspomniałem, dużo bardziej stonowanego repertuaru, dynamika gry nie zatraciła się. Pojawiły się utwory znane z repertuaru zespołu min. "Tylko w snach", którego mogliście przed momentem posłuchać, czy klimatyczny "Horyzont wspomnień". Set nagrodzono. Przerwa- tym razem dłuższa, bo i kolejka do wiecznie zajętego WC dłuższa... :D



Trzeci set, zapowiadał się niewiadomą. Było już spokojnie, było i energetycznie- ostatnie wyjście miało być wyważone, nie przesadzone i nie melancholijne- po prostu smaczne. Energia powróciła, słychać to było nie tylko w solówkach sadzonych tu i tam, ale i w wokalu. Nie inaczej było też z publiką, która dobrze podlana, poczuła w sobie chęć pośpiewania- ułatwieniem były znane utwory i zachęta płynąca ze sceny. Pojawiły się i panie, które tu i tam, zazwyczaj przed nami tańczyły w rytm kolejnych utworów. Nie zabrakło tutaj "Another brick in the wall", "Cegły" czy "Whiskey", utworów, które przypadły do gustu wszystkim obecnym w klubie. Były też utwory autorskie zespołu jak "Sens bluesa" czy "Przy barze", i te spotkały się z ciepłym przyjęciem i entuzjazmem słuchaczy. 
Gdy ostatnie dźwięki wybrzmiały, zespół rozpoczął zwijanie się ze sceny- wokalista pożegnał się z publicznością, utworem "Mercedes Benz" śpiewany acapella.
Koncert trzeba uznać za udany, inaczej nie można. Nie tylko czuć było dynamikę grania, ale i entuzjazm publiki. Przyznaje że andrzejkowy wieczór uznaje za udany.
 
Zespół NiPU niebawem będzie można usłyszeć w klubie Zaraz wracam Tu, na ulicy Bożego Ciała, gdzie wraz z gośćmi, zagra charytatywnie dla Konrada, o czym nie tylko tutaj, ale i na głównej stronie przypominam, i zachęcam do przyjścia, wsparcia, udziału. 
 
Za koncert i chwilę uwagi- dzięki!
Niezależny Recenzent Miejski 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz