poniedziałek, 15 marca 2010

Osiemdziesiąt jeden i pół żywiołu

Witajcie, 

Po czasie zadumy i przemyśleń na temat ciał astralnych i kondycji polskiej piłki nożnej powracam do was z recenzją świeżutką. 

Czegoż dotyczyć będzie wpis? 

Festiwal 3 Żywioły i jego wpływ na moją psychikę- subiektywnie i niezależnie :)

W niedzielne przedpołudnie, można robić trzy rzeczy. 

1. Iść na spacer- niestety odpadło bo pogoda wczorajszego dnia przywitała nas deszczem, 

2. Iść do kościoła - owszem można, 

3. Spać.

Mnie nie dane było zakosztować żadnej z w/w czynności z uwagi na festiwal, na który wybrałem się wraz z Niezależną. 

Festiwal, odbywał się od piątku do niedzieli, w budynku NCK im. Cypriana Kamila Norwida. Oczywiście dojechać tam ode mnie, nie jest tak prosto, więc zmokłem i lekko zmarzłem, ale wreszcie wszedłem do rzeczonego budynku z uśmiechem na ustach i chęcią zdobycia wiedzy.

Pierwszy punkt programu- warsztaty fotograficzne, nie zraził mnie ani tym, że sala wypełniona była po brzegi, nie przeszkadzało mi też to że ktoś chuchał mi do ucha- nie. Było nawet całkiem przyjemnie. Ciemno, kameralnie, przytulnie. I gdyby nie pan prowadzący byłoby to nawet miłe doznanie. Niestety pan prowadzący, a jak się później okazał współorganizator, oraz jeden z 2 prowadzących całą imprezę, pozbawił mnie lwiej części przyjemności płynącej z tegoż spotkania. Nie będę rozwodził się na temat wszystkich wad, które wytykałem mu w głowie, napiszę tylko, że odniosłem (subiektywnie!) wrażenie, że pan wie wszystko o wszystkim i nikt ale to absolutnie nikt nie wie lepiej. Nikt. On wie. Nikt nie wie tak jak on. To co mówił było bardzo interesujące, ale to jak to mówił odbierało mi chęć słuchania, dlatego uciekłem przed końcem spotkania i oczekiwałem dalszych części programu. 

W głównej sali, udało się zlokalizować trochę miejsca, więc wyposażony w krzesło, balansując nad przepaścią schodów, zasiadłem i słuchałem. Słuchałem i oglądałem. Oglądałem i myślałem. 

Temat slajdowisk, został wybrany bardzo trafnie, opowiadano o miejscach gdzie jest albo niebezpiecznie, albo gości wojna. 

Pierwsza prezentacja, slajdowisko pełne zdjęć, zaprezentował Bartek Piziak. Jego pokaz traktował o Irackim Kurdystanie, i o tym jak pięknym, a zarazem interesującym miejscem jest ten rejon świata. Trochę historii okraszonej humorem, oraz masa zdjęć, pobudziła gości zgromadzonych w auli, i zachęciła do uważnego słuchania. 

Kolejna prezentacja, tym razem w wersji żeńskiej, zaprezentowana została przez Anie Maciąg. Tytuł- Kobieta w Islamie, mógłby sugerować, że oto przyjdzie nam się zetknąć z historią uciśnionych kobiet w krajach arabskich. O dziwo pokaz traktował o podróży do - Iranu oraz Pakistanu pani Ani- która to wybrała się w tę podróż na rowerze, i oczywiście o kobietach. Bardzo pozytywnym aspektem prezentacji było to, że autorka zaznaczyła, że sytuacja kobiet z naszego punktu widzenia zła- nie do końca jest tak odbierana przez nie. Na zdjęciach obserwować mogliśmy zwykłe życie, zwykłych kobiet, i tylko na końcu, gdy prezentacja przeszła przez Pakistańską granicę, zrobiło się duszno i nieprzyjemnie. Ale prezentacja na plus. 

Dodam, że przed tym pokazem, jeden z prowadzących ;] poszczycił się znajomością kunsztu krotochwil i żartów, niemalże  dorównującą artyzmowi naszemu ulubionemu Karolowi  Strasburgerowi...

Oglądają telewizję 2 blondynki. Nagle jedna pyta drugiej- hej powiedz mi bo ja już sama nie wiem, mówi się Irak czy Iran?

Nim rozpoczęła się kolejna podróż, widzowie obejrzeć mogli kilka fotokastów- niestety ja w tym czasie, szukałem precelków i innych artefaktów, mogących zabić mój głód. Na szczęście zdążyłem na ostatnie dwie, wspaniałe moim skromnym zdaniem prezentacje. 

Najpierw na scenie pojawił się Bartek Tofel wraz ze swą multimedialną opowieścią wprost z Innego Afganistanu. Opowieść, o specyficznym, górskim rejonie korytarza Wachańskiego, nie brzmi zbyt obiecująco, jednak wspaniałe zdjęcia i niezapomniana lekkość przemawiania pana Tofela, skłania mnie do stwierdzenia, że była to najlepsza prezentacja tegoż popołudnia. Przemawiający potrafił obrócić w żart nawet tak prozaiczne rzeczy czy sytuacje jak przygody z osłem czy wędrownych handlarzy, oferujący klientom chińskie latarki, za grube pienią... kozy. 

Koniec końców przyszedł czas na ostatnią prezentację po której w programie zostały rzeczy mniej mnie interesujące. Ostatnim, ale na pewno nie ostatnim wśród mówców był Grzegorz Lityński. Wraz ze swą opowieścią o Sri Lance, wprowadził nastrój zadumy nad losem i czynami człowieka. Jego prezentacja, była wyciszająca, i to nie tylko za sprawą muzyki Loreeny McKennitt, ale przede wszystkim za sprawą tego w jaki sposób była prezentowana. Poprzedni mówcy, mówili wiele. Raz lepiej, raz gorzej, pan Lityński natomiast mówił mało. Kiedy jednak przemawiał, wydawało się, że oto nadał ostateczny sens obrazom pojawiającym się przed oczami widza. Prezentacja, nie posiadała najlepszych zdjęć (choć wg mnie tak) a większość z nich była przerobiona, jednak reportaż jaki został do nich przygotowany, napawał podziwem. 

Koniec prezentacji oparł się na tragicznym tsunami, które nawiedziło Sri Lankę w 2004 roku. 

A oto muzyka, jaką opatrzony był epilog prezentacji:

I jak sam autor dodał, piosenka ta, pasuje swoją warstwą tekstową idealnie, jako epilog do tragicznych wydarzeń które miały miejsce na tej malowniczej wyspie. 

Festiwal dla mnie- na plus. Pomimo małych "niesmaczków" bardzo miło spędziłem czas, a obrazy, które dane mi było zobaczyć, ciągle stają mi przed oczami. 

WiĘści...

1.Ochroniarz odciął dłoń klientowi klubu go-go

Niebezpiecznie może być w klubie "Extaza", o czy przekonać możecie się czytając artykuł. W skrócie: wczoraj w nocy w w/w klubie włączył się alarm, na miejscu zjawił się patrol policji, który zauważył, wypadających z klubu 2 ludzi. Nagle jeden z nich zamachnął się na drugiego (jak się okazało maczeta..0_o sic!) i odciął mu dłoń. Policjanci pojmali go. Przedstawił się jako ochroniarz, i tłumaczył się, że rzekoma ofiara była napastnikiem, który wszczął w klubie burdę. No tak oko za oko... aaa, to może złodziej był? Złodzieje pozbawiani byli dłoni, wedle średniowiecznego prawa, za karę, oraz by więcej grzechu nie popełniali.

Ochroniarzowi gratulujemy poczucia obowiązku, poszkodowanemu kibicujemy by przed ew. rozprawą wykurował się (lekarze maja dłoń przyszyć dziś... a może już im się to udało?).

2.Szukamy trzech fasad dla Galerii Krakowskiej

O tak, to najnowszy gorący temat gazety. Wg. dziennikarzy Gazety, GK straszy turystów oraz mieszkańców Krakowa brakiem fasady. 

Fasada – efektowna elewacja budynku, o szczególnie dużej dekoracyjności, często nawet monumentalna, spełniająca funkcje reprezentacyjne wobec całego gmachu, a przez to wyróżniająca się spośród pozostałych elewacji. Zazwyczaj jest to elewacja przednia, jednak w budynkach narożnych mogą istnieć dwie fasady, a w wolno stojących nawet trzy lub wszystkie.

Fasada, oprócz szczególnie bogatego zdobienia, może być wyposażona również w dodatkowe elementy architektoniczne, jak kolumny itp., a swoim charakterem nawiązywać do reprezentacyjnych budowli z minionych epok architektonicznych, często nawet antycznych. Może jednak przybierać także inną formę, np. posiadać charakter ultranowoczesny.

Gdyby spojrzeć dziś na GK, można by rzec,  że fasada jest- nowoczesna (lekko post industrialna), i ciekawa. Do tego jest ona całkowicie bezpieczna, bo żadna szyba nie spadnie przechodniom na głowę. O co więc tyle zamieszania? Podobno rani ona uczucia estetyczne. Wg. mnie nie mniej ranią uczuć estetycznych proponowane przez dziennikarzy rozwiązania, jak np. umieszczenie na fasadzie neonu (trochę to PRL-em pachnie), czy obsadzenie budynku bluszczem (No tak bo bluszcz jest wiecznie zielony i w zimie wygląda fantastycznie). Niemniej dyskusja na temat trwa. 

3.Krakowscy mieszczanie i ich ulubione miejsca

Pomimo, że nowy temat do dyskusji już gazeta ma, to jednak ciągle eksploruje stary. Drażliwy, prowokujący i nudny. Kto jest krakusem a kto nie i dlaczego, i gdzie Kraków jest, gdzie się spotyka?

Na te pytania odpowiedzi możecie szukać już od 2 tygodni na portalu krakowskiej gazety. Niby nic, ale gdy człowiek bliżej przyjrzy się proponowanemu tekstowi dostrzega jawną reklamę pewnych miejsc- typowych dla spotkań krakusów. 

Nieładnie, i szczerze powiedziawszy mało oryginalnie. 


poniedziałek, 8 marca 2010

Co wyjdzie z połączenia białej wstązki i kota?

Witajcie,

Dzisiejszy dzień przywitał mnie bombą atomową, a przynajmniej kolejnym epizodem nuklearnej zimy. Uśmiechu w tym nie ma. Zima i zimno jakie z sobą niesie, obecne jest już do dłuższego czasu. Nudno. Wiosny chcemy.

Ale skoro nie ma wiosny, kalendarzowej ani tej związanej z aurą, pozostaje czekać. 

Obiecałem recenzję filmu- "Biała Wstążka". Miałem napisać ją zaraz po seansie, ale że film trwał ponad 2 godziny, a i człowiek odpocząć winien kiedyś, recenzja została odroczona. Do dziś. 

Film, który dane mi było obejrzeć w mojej, subiektywnie ulubionej sali kinowej kina ARS - Reducie, spodobał mi się do tego stopnia, że zapomniałem nawet o tym, że "sprechano" tam po niemiecku. 

Obraz autorstwa Michaela Haneke, nie atakuje nas agresywną muzyką, czy żywymi kolorami. Wręcz przeciwnie. Widz zasiada przed czarno- białym obrazem okraszonym skąpą, ale nader trafnie dobraną ścieżką dźwiękową. 

Tytułowa biała wstążka, jest, czy raczej ma być symbolem niewinności dwójki dzieci protestanckiego pastora, którym radzę dobrze się przyglądać, podczas projekcji. 

Historia, zbudowana jest na opowieści, toczonej przez nauczyciela, zamieszkałego w niczym od innych nie różniącej się wiosce, gdzieś w północnych Niemczech. Smaczku opowieści nadaje niewątpliwie okres w jakim toczą się przedstawiane wydarzenia. Ukazany zostaje nam bowiem świat, pozbawiony dzisiejszego splendoru i techniki, świat stojący na krawędzi I Wojny Światowej. Wioska, którą obserwujemy, byłaby nudna niczym flaki z olejem, gdyby nie tajemnicze wydarzenia, które na pozór zwykłe, nabierają zgoła odmiennego charakteru, w tej sielskiej scenerii. 

Film, może wielu skojarzyć się z "Osadą", i słusznie, bo klimat opowieści jest podobny. Różnica, polega na tym, że o ile w "Osadzie" historia spłycała się z każdą kolejną minutą filmu, to w Białej Wstążce, każda kolejna minuta przyprawia o nowe wątki, domysły i gęsia skórkę. Nie, nie proponuje wam horroru- obraz, jaki dane mi było zobaczyć jest dramatem, bodaj najlepszym jaki ostatnimi czasy dane mi było oglądać.

I gwarantuje wam, że po obejrzeniu tegoż filmu myśli nad ludzką naturą, będą kłębić się w waszej głowie i prowokować do dyskusji. Bo biała wstążka, czasem oznacza hipokryzje, i zasłania jedynie ukryte pod płaszczykiem sielanki, "brudne sekrety".

Mimo, że premiera filmu, była nie dziś i nie wczoraj, pozwoliłem sobie na tę małą recenzję, by samemu przyczynić się do propagowania, tego bardzo dobrego obrazu. 

A żeby nie było, że mało muzyki, proponuje kilka smaczków, wykopanych na youtube.

Smaczek pierwszy Mashup Nirvany i Lady GaGa. Śmieszny i zarazem straszny (na co to ludzie nie wpadną), wstawiam z dwóch powodów. Po pierwsze, kuriozalne pomysły, czasami wychodzą nad wyraz intrygująco. Po drugie, fala komentarzy na jednym z polskich forów, po ukazaniu się tego klipu, mixa, czy jak inaczej nazwać, rozgromiła moje myśli. Dzieci płaczą, chcą wieszać twórce, podpalać mu dom- bo ich idol Kurt, którego historia życia płynie w każdym z nich, przewraca się w grobie. Nie martwcie się- nie przewraca się. Raczej leży i się nie rusza, bo tak jest mu wygodniej. A tak dla wyjaśnienia, o to ten "haniebny materiał"

Swoją drogą, gdy np. dokonywano remixu utworów Niny Simon czy Jefferson Airplane, nikt nie płakał, nie krzyczał...

I mashup numer dwa. Zdecydowanie fajny i przyjemny w odbiorze. Łączący gwiazdy, które ze sobą występowały, choć jedna z nich ma nieco odmienne od klasycznego medium koncertowe...

Niemniej jednak, okrzyknięty najlepszym mashup'em roku 2008...

Zgadzam się, te dwa utwory pasują do siebie, tak jakby stworzono je z myślą o połączeniu:)

WiĘści...

No tak, w końcu tradycji musi stać się zadość. Postanowiłem, że będę trzymał się konwencji Krakowskiej. Ok, w ostateczności, gdy pojawi się jakiś wyjątkowo kuriozalny news ze świata dalszego niż okoliczne parki, osiedla i stare miasto, pozwolę go sobie skomentować. Ale póki co trzymajmy się Krakowa. 

1. Jutro zapłonie olimpijski znicz. Kraków 2026

Wyjątkowo dzika rzecz, a raczej artykuł nie tyle nawet ironiczny co prześmiewczy. Czegóż dotyczy? Wypowiedzi szefa PKOl Piotra Nurowskiego, który uznał, że Kraków i okolice to idealne miejsce na organizację zimowej olimpiady. Oczywiście, trzeba by przygotować odpowiednie zaplecze, zmodernizować Zakopiańskie obiekty sportowe itd. itd. ale dlaczego by nie pośmiać się wcześniej? Dla chętnych polecam artykuł w oryginale. Mnie osobiście rozbawił pomysł maskotki igrzysk, jaką stał się komin CH Bonarka. Od siebie dodam, że tory bobslejowe powinny być wkomponowane w sukiennice, a zawody curlingowe odbywać się już mogą choćby na floriańskiej. 

2.Makabryły 2009 dla krakowskich budynków

Drodzy Państwo, Kraków miastem Architektury- niestety tej gorszej i uboższej. Rok rocznie, to właśnie krakowskie budynki zdobywają tytuły "Archiszopy" czy "Makabryły". Nominowanymi, czy laureatami byli już min. Galeria Krakowska czy Opera RaRa. W tym roku w czołówce znalazły się aż dwie pozycje z grodu Kraka. 

Pierwsze miejsce, wyjątkowo szpetne i kolorowe osiedle Zakrzówek.

Drugie miejsce, nie mniej szpetny jednak mniej kolorowy Hotel Niebieski. 

Zwycięskim biurom architektonicznym, oraz ich pracownikom z "wizją" gratulujemy.

Ech, nic dodać, nic ująć. By nie było wam smutno i zimno, na zakończenie - on też kiedyś stanie się tygrysem, czego i ja wam życzę. 

Z zimnym i Krakowskim pozdrowieniem Niezależny Recenzent Miejski

piątek, 5 marca 2010

Rajska wstążka na SLOT FEST

Witajcie,

Bardzo chciałem udać się dziś na SLOT FEST. Zadzwoniłem, zarezerwowałem dwa bilety, i z mocnym postanowieniem recenzji udałem się do biblioteki, skąd prosto miałem biec do YMCA na Krowoderskiej po odbiór wcześniej zamówionych wejściówek. Jakież było moje rozczarowanie gdy dowiedziałem się, że z imprezy nici. Ot, powiedziano mi, że dodzwoniłem się do biura- skądinąd tylko taki numer telefonu znalazłem- w biurze zarezerwowałem bilety, ale na kasie już ich nie było, przez co moja wyprawa na Krowoderską była zupełnie zbędna. 

Dziś więc zapełni mi wieczór seans w kinie.W repertuarze- "Biała wstążka", której to recenzję, na pewno zamieszczę na blogu, zaraz po powrocie z projekcji. Póki co grzejąc się herbatą, recenzuję aktualności dnia. 

WiĘści

1.W 24 godziny dookoła ronda Ofiar Katynia

15 marca, czyli już, już, rozpocznie się dramat, mający trwać do 15 grudnia bieżącego roku. O co chodzi i jaki ma to związek z rondem Ofiar Katynia? Przebudowa trasy wylotowej Kraków - Północ, brzmi groźnie. Tak dla kierowców jak i dla magistratu. Jeden z najważniejszych węzłów komunikacyjnych osiągnął swój limit przepustowości, stąd min. korki ciągnące się od ul. Opolskiej po Ikeę, znane Krakowskim kierowcom. 

Ale nie bójcie się, firma która podpisała kontrakt na przebudowę tego węzła gordyjskiego, zobowiązała się wybudować tunel oraz estakadę w rekordowo krótkim czasie. Prace mają trwać przez 24 godziny na dobę, co umożliwi wywiązanie się z uzgodnionego terminu. 

Sceptycy mówią jednak- "Wystarczy jakiś mały kłopot geologiczny, albo nieścisłość w planach i terminy trafi szlag - mówi jeden z ludzi odpowiedzialnym za krakowskie inwestycje."

Na szczęście będą tam ludzie z politechniki, którzy będą dwoić się i troić by pomóc kierowcom w zabijaniu wolnego czasu, spędzanego w korkach. 

Będzie też postać specjalna. "By uniknąć kłopotów innych niż geologia i niepomyślna pogoda ZIKiT przez cały okres budowy będzie miał na placu budowy swojego człowieka. - Będziemy mieć inspektora, który na bieżąco poprowadzi ustalenia w sprawie projektów i zmian w organizacji ruchu, po czym wszystkie wnioski bez zwłoki przekaże do nas."

Dalej, dalej nogi Gadgeta!

2.Linia 304 wróci na dawną trasę! Bieżanów: 3 warianty

Tak, tak. Udało się. Linia 304 znów pojedzie w kierunku znanym dobrze, wszystkim zamieszkującym Bieżanów. I dobrze. W końcu dzielnica ta zamieszkana jest przez wiele osób pracujących w centrum Krakowa, a pozbawienie jej choćby jednej linii kończy się niesamowitymi przeciążeniami autobusów, co widać było ostatnimi czasy gdy korzystało się z linii tam jeżdżących. Brawo, pochwalamy takie decyzje i czekamy, aż MPK zareaguje na inne prośby pasażerów, jak choćby autobus nocny na miasteczko AGH, czy otworzenie nowych linii nocnych, które pomogłyby w rozładowaniu ścisku w nocnych autobusach. Choć z tym ostatnim może być ciężko, skoro MPK ciągle i ciągle twierdzi, że ścisku nie ma, i jazda linią nocną jest komfortowa. 

3."PB": Polska wódka Fashion TV chce podbić świat

Tak, jesteśmy dumni ze swoich osiągnięć narodowych, a skoro na świecie i tak postrzega się polaków jako pijaków, i "tęgie głowy", dlaczego do już znanych marek alkoholi "..." i "..." nie dodać nowinki?

Toruńska rozlewnia (w końcu nie tylko gorącym źródłem i medium ogólnopolskim Toruń stoi) ogłosiła niedawno, w blichtrze i splendorze hotelu Sheraton, premierę FVodki. Luksusowy alkohol, będzie dystrybuowany podczas imprez Fashion TV oraz restauracjach i hotelach. Co ciekawe nabyć go będzie także w Makro. 

Pozdrawia, sączący herbatę Niezależny Recenzent Miejski





czwartek, 4 marca 2010

Słowa ,słowa, słowa

Witajcie, 

Dzisiejszy dzień, przywitał mnie śniegiem. Zjadłszy śniadanie i przeciągnąwszy się parę razy z kubkiem kawy w ręku, skończyłem mój poranny rytuał i postanowiłem udać się do pobliskiego marketu budowlanego w celu zakupu uszczelek ( zepsuł mi się zlew i w sumie, wypadało by go wreszcie naprawić ). Aby stało się zadość wiośnie w moim serduchu, radośnie ubrałem lekką kurtkę, czapkę, owinąłem szyję szalikiem i ze starym plecakiem, wyszedłem z mieszkania kierując się 2 piętra niżej, gdzie parkuję rower. Rower zaparkowany przepisowo, obok kaloryfera klatkowego, wyszczerzył się do mnie radośnie czystą ramą i ochoczo pomagał mi w odpinaniu go od w/w klatkowego ogrzewacza. Pełen energii wyszedłem z klatki i nie bacząc na zimno ruszyłem w kierunku ul. Opolskiej. Niestety aura pokonała mnie, i przy okazji chodniki, czyniąc je zbyt śliskimi na cokolwiek, dlatego, zdruzgotany zrezygnować musiałem w okolicach placu Ibramowskiego. Zawróciłem w kierunku pobliskiego marketu, gdzie liczyłem na zakup taśmy uszczelniającej. Nie ma. Z katarem w nosie, zmarzniętymi dłońmi (kto by ubierał rękawiczki ) i bólem w głowie, wróciłem do mieszkania. Miałem tylko jedno pragnienie- położyć głowę tak nisko jak się tylko da. Stan ten utrzymywał się przez cały dzień, aż do teraz, będąc przyczyną nieporozumień z Niezależną, ale na szczęście po krótkiej drzemce- przeszło. Uff.

News dnia- Niezależna kupiła sobie aparat i to nie byle jaki. Przynajmniej na oko- bo dla laika takiego jak ja, tylko na oko można rzec cokolwiek- wygląda na niezłą lunetę- lufa jak w Rudym :)

Podejrzewam więc, że po okresie fascynacji trwającym przez następne 365 dni, przypomni sobie o mnie i wyciągnie mnie spod pajęczyny. Póki co ja piszę a Niezależna bawi się aparatem fotografując swoje stopy. Ot można mieć hobby. 

Wczoraj w tagach popełniłem błąd! Ale, ale wcale nie zraził mnie i postanowiłem go wykorzystać i dziś.

WiĘści...

1. Spółdzielnia: "dziecko jest żywotne". Co wolno w domu?

To nie tytuł pochodzący z PRL-owskiej teczki. To tytuł artykułu, o tym jak to Łódzka spółdzielnia na Bałutach (przypomnijmy że tam właśnie ukrywa się O.S.T.R.), opiekuję się swoimi mieszkańcami. Autorka niebezpośrednio ale jednak wytyka błędy spółdzielni, która nad wyraz interesuje się rodziną, na którą złożono skargi, za to że dzieci zachowują się głośno w mieszkaniu. W artykule zapisano więc że powierzchnia dywanów to około 80% a dzieci bujanego konika nie mają. I dalej wieszać psy na spółdzielni. Nikt jakoś nie zastanowił się, co za upierdliwi sąsiedzi mieszkają wkoło, skoro tak dramatycznie przeszkadza im normalne, zachowanie dzieci. Podejrzewam, że problem nie tkwi w wspominanym mieszkaniu a w tym piętro niżej zamieszkanym przez... ale nie będę piętnował czy oskarżał... 

2.Trzonolinowiec, zwany wisielcem

Ok, tytuł brzmi dziwnie, wiem, ale artykuł już jest bardzo fajny. Opowiada o polskiej myśli architektonicznej sprzed ho ho ho... polecam fanob brył dziwnych i rodzimych. Łowcom ciekawostek i interesujących budowli, oraz tym którzy lubią dowartościowywać swoje polskie ego, myślą techniczną sprzed 40 lat. 

3.Prostytucja - źródło dochodu polskich studentek

:) Znajomy temat? Ja mam dość kontrowersyjne podejście do niego, i niestety nie przekonują mnie historie dziewczyn przedstawione w nim. Wybaczcie, ale seks za pieniądze to seks za pieniądze- czy w różach czy w mrozie i szumie autostrady, ja nie widzę różnicy. 

Żeby nie było nie wyszukiwałem tego szczególnie. Ot samo rzuciło mi się w oczy na serwisie- www.demotywatory.pl, gdzie do przeczytania zachęcił mnie wielki baner, z treścią mniej ważną. Jest więc to temat jak widzicie wracający do mnie ciągle czy to za sprawą demotywatorów, czy wysokich obcasów.

4.Psia kupa jak państwowa własność za komuny 

Nie oszukujmy się, nie trzeba jechać do Warszawy żeby wpaść na chodniku w psią kupę. Kupa tu, kupa tam, a gdy spróbujecie zwrócić uwagę właścicielowi czworonoga na to, że twórczość jego pupila niczym różni się od tej ludzkiej, to najczęściej musicie uciekać, by nie zostać pogryzionym, pobitym czy zwyzywanym. Oczywiście uciekając, uważajcie by nie poślizgnąć się na...

Boli obraz zagrabionego klombu, o którym pisałem wczoraj, już obsr.... za przeproszeniem. Z góry na dół, bo pani nie może się schylić, za to potrafi 10 razy w ciągu dnia biegać do koleżanki, czy pana któremu nie godzi się podnieść z trawnika świeżego dzieła. 

Wstyd!



Ze zbolałą głową pozdrawia was NIezależny Recenzent Miejski

środa, 3 marca 2010

Niepogoda

Witajcie, 

Dość mam już takiej niezdecydowanej pogody. Absolutnie rozleniwia i rozleniwia absolutnie. A do tego człowiek marznie jak pies, czekając w wietrze na autobus. 

Brr. 

Wczoraj widziałem płatki śniegu, spadające frywolnie nad ul. Centralną. Wydawało mi się, że się przewidziałem, ale dziś za oknem albo słońce, albo śnieg. Irytuje to człowieka, zwłaszcza gdy mknie z rowerem i w ciągu 10 minutowej przechadzki, dosięga go 3 razy słońce i 2 razy śnieg. 

Aaaa? Dlaczego przechadzki skoro z rowerem? Bo koła były kaput, i brakowało im powietrza w płucach, dlatego dziś, po zimowaniu na klatce, rowerek dosięgnęła szmata sprawiedliwości, nawilżenie łańcucha oraz kompresor radości. Z tym ostatnim okazał się być problem, bo w promieniu mojego mieszkania są 4 stacje benzynowe z czego na 3 kompresory nie działają. Oczywiście do czwartej doszedłem na końcu, i po poszukiwaniach trwających 10 minut odnalazłem zakamuflowany sprzęt. 

Niemniej jednak frajda z jazdy na rowerze, której zakosztowałem po perypetiach, była przednia. Nie ma to jak wiatr we wło... na czapce i katar w nosie.

Wracając do klatki zauważyłem fantastyczną rzecz! Przechodząc przez osiedle, rozglądałem się i wyraźnie, czegoś mi brakowało. 

Bloki- są. Samochody na chodniku- są. Kosze na śmieci- są. Śmieci na trawniku- brak?!

Uradowany tym odkryciem, syciłem wzrok budzącą się zielenią, świeżo przegrabionych klombów i trawników. Ślicznie. Nie mogę się nadziwić, że na osiedlu jest tak czysto- a jednak. BRAWO! 

Z sytuacji bieżącej, wymagającej komentarza:

1. W Warszawie strajk taksówkarzy. Strajkują, bo okazało się, że przedsiębiorcy, wykorzystujący przepisy o "przewozie osób" pobierają od klientów znacznie niższe niż taksówkarze koszty, odbierając im klientów. Oburzeni taksówkarze, nie mogą pogodzić się z faktem, że można nie zdzierać klienta, dlatego strajkują. Rząd Donalda Tuska, zastanawia się nad uchyleniem przepisów o "przewozie osób", bo sam nie wie, dlaczego nie zedrzeć z klienta więcej, skoro można. 

2. Rząd Julii Tymoszenko, za naszą wschodnią granicą, upadł. Kolejny cios dla niedoszłej pani prezydent, zadany przez obóz Wiktora Jankuwycza. Czyżby dni pomarańczowej rewolucji na Ukrainie były już policzone? Populistyczny obóz jest w odwrocie, a niegdysiejszy czarny charakter, wybiera drogę na zachód, przynajmniej jako pierwszą swoją prezydencką wycieczkę- cel Bruksela .

3. Małopolska Platforma Obywatelska przyjmuje 2 członków LPR...

I to byłoby na tyle. Przynajmniej na dziś. Na zakończenie zostawiam wam fantastyczny materiał z Ukrainy- który rozciągnie wasze usta w niezdrowym lecz przyjemnym uśmiechu. 

Z zmarzniętym pozdrowieniem - Niezależny Recenzent Miejski

wtorek, 2 marca 2010

A gdzie w tym wszystkim muzyka?

Witajcie, 

Dziś, po dość męczącym wieczorku, przychodzi mi pisać kolejną recenzję. Recenzję postaci i jej najnowszego dokonania muzycznego. 

Agnieszka Chylińska. 

I chyba można by już postawić kropkę, bo zgodzicie się chyba sami, że to:

(Swoją drogą, kiedy \Niezależna\, po raz pierwszy usłyszała ten kawałek, uznała, że to przecież piosenka dla kotków, no bo w końcu: "Chce byś mnie Miauuuu! Chce byś mnie Miauuuuu!")

Nie ma nic wspólnego z tym:

Agnieszka ze swoją nową płytą wypada słabo, gdy słucha się jej w radiu czy telewizji. Jeszcze gorzej jest na żywo. I tu przykładem niech będzie występ artystki na minionej nam gali 20 lecia radia RMF FM.

Jak skomentowała to \Grande Niezależna\ siedząca obok- "Czyżby zabrakło jej głosu?'

Słabo Pani Agnieszko. Szkoda, że wraz z kolejnymi wiosnami, ubywa Pani odwagi by prezentować muzykę niełatwą i nie do końca komercyjną. 

"Showbiz" przerobi wszystko, nawet to co wydawało by się nie do przerobienia. Teraz czekamy tylko na nowa popową aranżację utworów Closterkeller, i iście metalową płytę Doroty Rabczewskiej- tak dla... równowagi :)

A żeby nie było tylko muzycznie, dodam coś o reklamie. Reklamie nie byle jakiej. PROEKOLOGICZNEJ! Skończyły się już chyba czasy, gdy ekolodzy mogli wieszać się na drzewach, taranować swoimi supernowoczesnymi łodziami statki itd. etc. teraz, muszą przybierać nowe "zaufane społecznie" szaty. Jakie np? A choćby sutanny, tak jak to ma miejsce w nowym rządowym spocie. 

Nie wywoź śmieci do lasu! Ruga swojego rozmówcę ksiądz- To grzech ekologiczny!

Jestem jak najbardziej za. Serce się kraje, kiedy po wejściu do zagajnika, widzimy: sedesy, akumulatory czy plastikowe torby pełne butelek. Fe! obywatele! Fuj bracia i siostry Polacy. Ale czy aby was do tego przekonywać, trzeba sięgać aż po takie środki? 

W ramach usprawiedliwienia dodam, że jeśli choć jeden sedes, i pół garnka mniej wyląduje pod drzewkiem, uznam nowy spot najlepszego (w autoreklamie) gabinetu, za słuszny i w pełni oddany. 

A tu dla was, przestroga. 

Grzech ekologiczny, pamiętajcie!

Niezależnie pozdrawiając- Niezależny Recenzent Miejski


poniedziałek, 1 marca 2010

Miedwiediew żąda głów za najgorsze igrzyska w historii

Witajcie, 

To nie żart. Igrzyska Olimpijskie (przypominam że zimowe) już za nami, więc śmiało można ścinać głowy tym, którzy ewidentnie zawinili. Zawinili, bo znaleźli się lepsi od nich. 

Co do tego ma prezydent Rosji? Może niektórzy pamiętają jeszcze, że jakieś 20 lat temu były dwa mocarstwa sportów wszelakich- ZSRR i USA. Potem trochę się, pozmieniało, jedno z mocarstw upadło,  (w sensie politycznym) zmieniło nazwę- ale nie aspiracje. Długo, długo, nadal dominowało w sportach, ale co wnikliwsi obserwatorzy zaczęli dostrzegać rosnące potęgi Chin i innych państw, stawiających na sport (przypomnijmy, że sport jako taki nie jest wcale dyscypliną społecznie mało ważną. Oj nie, nie. Nie po to powstają przecież ministerstwa za tę dziedzinę odpowiedzialne, by tylko cieszyć oko wyborcy- kibica. Sport moi Mili, to nowoczesna forma aparatu propagandy, dająca po części legitymizację władzy. Dajemy pieniądze, nasi sportowcy osiągają sukcesy- my osiągamy sukcesy. To właśnie dlatego czołowi polscy politycy "śniadaniują", "obiadują" i spotykają się z gwiazdami sportu- po prostu, wypada). 

Dość dygresji. Rosyjscy sportowcy, nie wypadli najgorzej podczas igrzysk- zdobyli aż 15 medali w tym 3 złote, jednak nie był to najlepszy wynik w oczach wodza. 11 miejsce w klasyfikacji (Polska 15 miejsce) medalowej nie jest tym czego oczekuje się od sportowców narodu Rosyjskiego. Dlatego, choć starali się jak mogli, dawali z siebie wszystko i naprawdę uzyskali wspaniały wynik- będą musieli położyć głowy- pewnie tylko trenerzy, ale zawsze ktoś spadnie z państwowego garnuszka. 

Przy okazji, jestem niezmiernie zdziwiony. Stała się, czy dzieje, rzecz niezmiernie nieładna. Na pewno wszyscy wiecie, że Justyna Kowalczyk zdobył złoty medal, bla bla bla... wszyscy o tym mówią, cieszą się i skaczą pod sufit. Każdy cytuje słowa sportsmenki i zna jej stosunek do astmy. Każdy mówi tylko o Justynie K. A gdzie w tym całym zamieszaniu zgubiły się prawdziwe bohaterki dnia, igrzysk? Panczenistki, reprezentujące biało czerwoną flagę- zdobyły najbardziej niespodziewany medal, i nie tylko, niespodziewany w swoim rodzimym kraju, ale i wśród ich rywali. Nie, nie zdobyły złota, a brąz, ale Drodzy moi, zdobyły medal, wcale a wcale nie będąc wśród pretendentek, czy nawet nie stojąc blisko nich. Polskie panczenistki i medal! Kto pomyślałby o tym przed olimpiadą? Często słyszę w TV porównania Justyny Kowalczyk i Adama Małysza (dla którego żywię ogromną sympatię) do Wojciecha Fortuny- złotego skoczka narciarskiego, który w 1972 roku, zdobył dla Polski złoty medal na igrzyskach w Sapporo. Porównanie wydaje im się być mało trafione- tak Justyna Kowalczyk jak i Adam Małysz stawiani byli jak faworyci tych igrzysk w swoich konkurencjach- Wojciech Fortuna był zaskoczeniem, tak jak i nasze brązowe panczenistki. 

Brawo dziewczyny, szkoda że tak mało o was się mówi, ale macie ode mnie i od wielu polskich kibiców ogromne brawa i podziw, za dokonanie tego co niespodziewane w tak pięknym stylu. 

Z mieszkania, daleko od Vancouver - Niezależny Recenzent Miejski