poniedziałek, 10 maja 2010

Futuryzm diaskopu

Słowem wstępu...

Pada, 

Wypada więc powiedzieć to i owo na ten temat. Przynajmniej skomentować, że mokro, chłodno i kałuże atakują podeszwy. 

Można, a nawet wypada, bronić aury. Bo jakże to, wszak jeszcze niedawno nie widać było chodnika, i wszyscy modlili się tylko by już przyszła wiosna, ciepły wiaterek rozbudził liście a zima odeszła precz daleko. Nastał wreszcie czas zieleni i ciepła, lecz deszcz atakujący zewsząd i w najmniej spodziewanym momencie znów psuje miny. A mnie jest dobrze. Jest ciepło, wcale nie duszno i świeżo. Ulice same się myją, i wszystko wygląda trochę bardziej uroczyście, w tej wilgotnej pogodzie. Po za tym moi drodzy, to co nas dotyka, gdy pędzimy na tramwaj czy autobus, nie jest najstraszniejszym potopem i nie ma się czego bać. No chyba, że któreś z was jest wyjątkowo słodkie, wtedy bez parasola ani rusz z domu!


Dzisiejszym tematem przewodnim przeszkadzajek (czyli tego co pomiędzy tekstem, lub dla innych to czego za mało jest w stosunku do tekstu), niech będą słodkości. A Ty dziewczę z "lolipopem" bez parasola nie wystawiaj nosa z domu :)

Zaskakująca uczelnia...

Uczelnia, ma zaskakującą jest. Nie, wcale nie narzekam, szczerze, lubię tak kampus jak i ludzi których na nim spotykam. Ale nie jeden przeżyć może zaskoczenie, wchodząc w mury uczelni przy Rakowickiej. Oto bowiem dowiedziałem się dziś, że juwenalia, które uważałem juz za zakończone, ciągle żyją i nie pozwalają studentom wrócić do nauki. Oto bowiem na mojej uczelni, dziś odbyły się zawody międzywydziałowe, (gdy zwijałem się do domu, wygrywał mój wydział!), a już jutro koncert juwenaliowy, którego gwiazdą w tym roku będzie zespół T-Love. Co więcej, dowiedziałem się, o godzinach rektorskich. Dziwy nad dziwami, ale bardzo miło mi z powodu imprezy. 


Się sypie...

Sypie nam się Kraków, zwłaszcza w oczach przyjezdnych, jak bowiem inaczej widzieć mają to piękne miasto, skoro zaraz po wyjściu z Galerii Krakowskiej, a więc i Dworca, na ul. Pawią, widzą dwie zniszczone kamienice, które ledwo stoją. Co więcej, niedawno, fasada jednej z nich nie wytrzymała i na ulicę posypały się cegły. Bardzo szybko zamknięto część pasa ruchu, i ogrodzono chodnik, wyłączając z użytkowania przystanek autobusowy, ulokowany tuż pod kamienicą. Niemniej problem pozostał, bo nie widać od miesiąca żadnych zmian przy tej działce. Podobno jest inwestor, podobno ma plan, jest podobno i wizualizacja, ale choć widziałem ją rok temu, to nadal nie widać efektów jakichkolwiek prac. Pojawiła się co prawda siatka zabezpieczająca fasadę, a raczej przechodniów przed fasadą, ale to wszystko. Ściągnięto nawet w miarę wyglądające banery zasłaniające kamienice, które imitowały zdrowy budynek. Po co? Na co? Komu? Problem stoi i straszy a turyści widzą jak sypie nam się Kraków. Chyba, że o to właśnie chodzi, by sypało się, sypało, i wreszcie samo z siebie zawaliło. 

Na osłodę wszystkim zniesmaczonym...


A tym którzy nadal wzdychają z dezaprobatą nad pogodą, przypominam, że nie takie suche lato piękne, jak je malują...

W kolejnym odcinku, czysta recenzja, płyty którą smakuję z wolna, i coraz to bardziej mnie ona urzeka, czyli zapowiadany niedawno- Czesław Mozil i album "POP".

Zapraszam

Niezależny Recenzent Miejski 


czwartek, 6 maja 2010

Zapominalscy pomszczeni!

Witajcie, 

"Długi" weekend już za nami, było morko (wciąż jest) i niezbyt majowo. Ja osobiście kąpałem się w górskiej mgle, przedzierając się przez lasy Beskidu Małego. Było pięknie i smutno, ale przede wszystkim uroczo- i to w tym "uroczyskowym" znaczeniu. Dość wspomnieć o grzmotach burzy, która starała się doścignąć nas, skradając się dolinami, i o drzewach zatopionych w mgle, niczym z opowiadań Lovecrafta...


Z tą małą różnicą, że przechodząc przez te piękne lasy, nie obawiałem się przebudzenia Cthulhu. 

Dla mnie weekend był udany. A dla was? Różne chodzą opinie. Jedni wypoczęli w rodzinnym gronie, innym Bieszczadzkie słońce świeciło nad głowami przez cały czas, a jeszcze inni odrobili zaległości w zakupach, porządkach czy nauce. Pozostali jeszcze maturzyści, ale oni to osobna bajka. 

Co działo się w Krakowie? Rozpoczęły się Juwenalia, ale kto jest zainteresowany, ten doskonale zdaje sobie sprawę co się tam dzieje. Część braci studenckiej, zawiedziona deszczem, na znak protestu postanowiła o czasowej abstynencji, inni mimo niesprzyjających warunków, wybierają się na zapowiadane imprezy i koncerty. Wszystkim wam CHWAŁA. Nie można w końcu przespać tego czasu. 

Ja osobiście pozwolę sobie, polecić wam koncert zespołu NIPU, który odbędzie się o 21 na miasteczku AGH w niedzielę. Warto bo tak muzyka jak i zespół godnymi polecenia są. 

Z Krakowskich sprawunków, zaintrygowała mnie ponownie sprawa ROK. Czyli ronda które ostatnimi czasy przysparza kłopotów kierowcom, chcącym wjechać do miasta od północy. 

Miałem już nie wypowiadać się na jego temat, ale ono jakby pchało się samo na strony bloga. Czy to za sprawą niecnych postępków kierowców karetek, którzy nie chcąc stać w korku specjalnie uruchamiają syreny i z śmiechem na ustach mijają zirytowanych kierowców,

czy też stron gazet, na których  co i rusz informują nas o tym jak to pięknie będzie, gdy horror komunikacyjny skończy się. 

Niemniej jednak zastanawia mnie coraz mocniej, to czy rzekomy inspektor (dla przypomnienia, mający czuwać nad pracami remontowymi aby te przeprowadzano szybko i sprawnie a przede wszystkim bez opóźnień) dotarł na miejsce budowy, czy też może utknął w korku. Najbardziej interesującym aspektem sprawy jest to że o ile jeszcze nie dawno rondo Ofiar Katynia wyglądało tak:

i tytuł RONDA , był dla niego właściwy, o tyle konstrukcja która jest tworzona, już na rondo nie wygląda. Co więcej nie ma nic z nim wspólnego, no może prócz nazwy, bo media wszelakie, co i rusz zapewniają nas, że nowe trzy poziomowe "rondo" im. Ofiar Katynia będzie wspaniałe. Widzę tutaj nadużycie, zwłaszcza że wspomniana konstrukcja wyglądać ma docelowo tak:

czyli trochę bardziej jak estakada, prawda? Kwestię nazwy pozostawiam więc otwartą, wg. mnie powinno mówić się o tym węźle komunikacyjnym, jako o estakadzie im. Ofiar Katynia. I tyle. 

Wyczekuję na efekt prac z rosnącym podnieceniem, czytając coraz to nowe "nijuuusy" i łapie się na tym,  że przy niektórych akcja serca mego przyspiesza niebezpiecznie :)

Aaaa, zapomniałbym. O konstrukcji zaczyna się mówić jako o nowej Bramie Krakowa. Odważnie. Czy oznaczać ma to, że będzie to odwołanie się do tradycji Bram Krakowskich, na których pobierano cło za wjazd do miasta, a może to co poza estakadą, Krakowem już nie będzie? 


Wypadałoby napisać coś o muzyce, skroić jakąś płytę pod rozmiar i kształt ocen, ale... zostawię sobie tę przyjemność na kolejny wpis.  Pozostawię wam przynajmniej zajawkę tego o czym będę pisał niebawem. 


Pozdrawiam was Niezależnie:)

NRM