piątek, 26 lutego 2010

Mikirurka - Face 2 Face

Witajcie,

Nie było okazji by wczoraj napisać cokolwiek słusznego. Zwalę winę na biometr i uśmiechnę się pod nosem.
Za to- pojawił się słuszny temat do recenzji. Koncert. Nie byle gdzie i nie byle jaki. 

Czasami  bywa tak, że dzięki portalom społecznościowym dowiadujemy się o wielu interesujących wydarzeniach. Np. myspace, to dobra przestrzeń reklamowa. Niestety nie odwiedzam go zbyt często i może właśnie przez to przegapiam wiele ciekawych wydarzeń:(. Na szczęście, dostaje powiadomienia o tych najciekawszych, jak choćby o wczorajszym koncercie w Krakowskim klubie Face 2 Face. 

Zanim jednak przejdę do gwiazdy wieczoru, napiszę parę słów o lokacji. 

Klub usytuowany w "ciemnej" lokalizacji (tj. mało lamp i co tu dużo pisać, trochę na uboczu) ul Paulińskiej (Kazimierz), wita nas nie wielkim, krzykliwym szyldem czy rozświetlonym oknem, a szarymi metalowymi drzwiami. Trzeba więc uważać by nie przegapić. Po wejściu na lewo szatnia i coś jeszcze (dla tych szukających i czasem znajdujących), na wprost bar nr 1. Trochę z boku WC a dalej... dalej scena i spora sala przed nią.

Wystrój klubu- nijaki. Ot ciemne ściany, podłogi "krakowskie" i sporo karykatur twarzy z podpisami "Face 2 face". Oryginalne oświetlenie i dla mnie absolutna perełka- glazura.  Kafelki, ścielą się gęsto na podłogach (odpowiednio już zaśmieconych i zadeptanych) i na ścianach, (przypalanych i wytartych). Kafelki, wyżej ustępują miejsca wspomnianym ciemnym ścianom, przechodzącym gdzieś tam wysoko w ciemny sufit. Ale żeby nie było- w klubie nie jest ordynarnie, brudno czy flejtuchowato- zabrudzenia nabrały tam, artystycznego klimatu, i szczerze (bez ironii) nadają knajpie niesamowity styl. Ot takie połączenie rzeźni ze sztuką. Czad. Kto nie widział niech biegnie i patrzy, bo warto- można spędzić tam miło czas- zapewniam. 

Czas umili dodatkowo koncert, choćby taki jak wczoraj, kiedy to na scenie (nie małej, nie dużej- ot w sam raz) pojawił się zespół MIKIRURKA. Zespół poznać mogliście w jednej z audycji NRM. Muzykę prezentowałem tak w audycjach jak i na blogu, ale by recenzji dane było poruszyć wszystkie kwestie, trzeba mi pisać. A jest o czym. Koncert rozpoczął się w przybliżeniu o 20.30 i trwał nieprzerwanie do 22 (cisza nocna). Podobno miało być ponad 20 utworów- nie liczyłem, dla mnie i tak było mało. Stare, dobrze znane fanom, hity ("Dead Hero or Living Coward?", "But Mine") przeplatał co i rusz materiał z nowej płyty, która mam nadzieję, już niebawem. Sala była pełna ale udało mi się, w koszulce z logiem zespołu, wysforować na czoło peletonu, i w ścisłym sąsiedztwie sceny- słuchałem, tańczyłem i bawiłem się przednie. 


Jak koncert oceniali inni? 

>Warszawski jest niesamowity, a do tego taki niepozorny! Jest unikalny!

>Wujek Drut ciął dziś srogo. Dał czadu.

>Kolejny fantastyczny występ i kolejny dobrze spędzony wieczór. 

Jak koncert ocenię ja?

Jeśli szukacie takiej muzyki, która niesie ze sobą przekaz- nie tylko w warstwie tekstowej ale także muzycznej- szukajcie i czekajcie na kolejne występy ekipy Mikirurka. Osobiście znalazłem natchnienie do recenzji w grze gitarowej. Kolejne frazy grane przez chłopaków wpadały do mojego ucha, unosiły głowę gdzieś daleko ponad podłogę i wylatując drugim uchem otaczały moje ciało, zmuszając do ruchu. To właśnie taka muzyka- taka, która brzmi najlepiej na koncercie, gdy świeża, gorąca i pachnąca palonymi bezpiecznikami bezpośrednio trafia do duszy. A do tego, gdy atmosfera tworzy się nie tylko dzięki muzyce, ale przede wszystkim ogromnej charyzmie wykonawców- sukces przychodzi sam. Występ był też premierą nowego wzoru koszulek zespołu, które możecie kupić poprzez myspace, czy na koncertach- polecam, bo wyglądają świetnie, zresztą i stary wzór (poprzedni- stary będzie za 10 lat), jest w swojej prostocie genialny. 

A dla tych, którzy jeszcze nie znają muzyki zespołu... prosto z naszego ulubionego serwisu...

Pozdrawiam

(Samozwańczy) Niezależny Recenzent Miejski


środa, 24 lutego 2010

Kraków dziś. A jutro? Kaniony i przepaście.

Witajcie, 

Wczorajszy wpis, podyktowany chęcią komentarza do walk słownych w kolejnych listach na portalu "Gazety", należy dziś uzupełnić. Kolejne listy o tożsamości, tego kto jest a kto na pewno nie "Krakusem", skłoniły mnie ku przekonaniu, że całość była sprytnie wyreżyserowaną prowokacją "Gazety", po to jedynie by poruszyć opinie publiczną i zaktywizować ją do aktywności na Krakowskim portalu serwisu. 

Dziś rano przeczytałem kolejny list, pozostawiający smak wczorajszej dysputy a zarazem odbijający w nowym kierunku. Dąży on do podjęcia dyskusji na temat tego jaki jest Kraków, czy lepszy czy gorszy od Warszawy. Czy magiczny czy jedynie przepełniony iluzją. Autor listu pt. "Nie jestem tu na zawsze. To miasto mnie dusi", zdaje się negować stwierdzenie, że Kraków jest metropolią zarazem optując ku poglądowi rozdarcia i faktycznego braku czegoś niesamowitego kulturalnie w Krakowie. 

Częściowo w komentarzu zgodziłem się, ale moim zdaniem, Kraków choć rozdarty, pomiędzy dążeniem do przyciągania BIZ szczególnie z zakresu biznesu, a pogłębianiem wizerunku miasta kultury i sztuki nie zatracił się. Ot raczej rozwija swoje dwie prężne dziedziny. Czy sam fakt posiadania wysokiej klasy zabytków, festiwali, a zarazem pozostawanie jednym z czołowych miast w których się inwestuje i zakłada firmy nie wynosi miasta na poziom wyżej niż tylko przytoczonego przez autora obrazu? Czy pominięte skrzętnie Sacrum Profanum, dzieła przedstawianie w Operze Rara, czy unikalne festiwale muzyki filmowej i filmowe same w sobie, nie świadczą o przesiąknięciu miasta przez kulturę? Czy budowa kolejnych kompleksów biurowych na Prądniku Czerwonym, Bieżanowie, Borku Fałęckim i Łagiewnikach czy czołowym ostatnio Zabłociu, nie świadczy o rozwoju biznesowym miasta?

Dla autora, Kraków można opuścić rowerem z rynku w ciągu 7 minut.

Autor: Gość: kr

"P.s.2 - Miasto leży w jego granicach administracyjnych, dla pana
kończy się wcześniej,,, jestem ciekaw gdzie? Może zaraz za plantami
albo alejami? Ja też pomykam rowerem ale w siedem minut by
być „poza miastem” .... gratuluję bo musi pan nieźle cisnąć ..."

I to chyba na tyle jeśli chodzi o ten temat.

Summa summarum. Kolejny list, kolejnego zniesmaczonego, który powoduje wysyp komentarzy przeciwnych. Kolejny trafnie postawiony krok przez portal "Gazety". Ale po co? Czy aby zwiększyć popularność serwisu warto rzeczywiście negatywnie przedstawiać wizerunek miasta i jego mieszkańców?

Dziury

Temat drugi ale nie można pomijać go czy traktować z pozycji jaką zaznaczyłem w układzie. Ot temat pierwszy to komentarz do działań "gazety" a teraz coś poważnego na dziś. 

Zima powoli odpuszcza ( i tu komentarz polityczny "yes, yes, yes"), i ukazuje nam piękno świata w cudnych promieniach słońca. Przepięknie wyglądają planty, doświetlone ciepłymi promieniami. Odsłania się ziemia, która paruje swym zapachem. Cienie załamują się na kamienicach i w załamaniach ich frontów. Cienie załamują się nad stanem ulic. Tak dosłownie. Kaniony i przepaście, które stały się codziennością wiosennego krajobrazu, swoistą tradycją Polskich dróg pojawiły się już i radośnie szczerzą bezzębne uśmiechy do kierowców i przechodniów. Nie tylko ulice ale i chodniki są w fatalnym stanie, więc uważajcie! Ale mnie najbardziej zainteresował temat poruszony w artykule "Dziurawe zatoczki koło miasteczka studenckiego".  Okraszony ślicznym, choć trudnym do identyfikacji bez podpisu zdjęciem drzwi autobusu MPK ( swoją drogą żółtego- czyżby 304?), traktuje o fatalnym stanie jezdni na przystankach Kawiory i Miasteczko Studenckie AGH. Zgadzam się- często wystawałem tam po audycjach czekając na przyjazd autobusów, i często było mi dane docenić przyjemność ochlapania przez nadjeżdżający autobus, który wpadł do basenu- o przepraszam "ubytku" w jezdni. Skarżą się nawet sami autobusiarze, więc sprawa jest poważna. Ale zapomniał autor o tym, że stan zatoczek autobusowych w całym Krakowie jest fatalny. Kto lądował kiedyś na ulicy Pachońskiego (P. Biały), Pszona, czy choćby Wieczystej, zna ból potarganych jezdni, które potrafią sprawić, ze stojący pasażerowie czują się niby skoczkowie na olimpijskim obiekcie. Lot- ma nowego konkurenta. 

Ale coś się zmienia. Oczywiście, że nie w kwestii zatoczek, na to nie ma pieniędzy. Nareszcie rozpoczyna się remont- utęskniony i oczekiwany przez wszystkich masochistów za kierownicą- ronda Ofiar Katynia.  O tak, to będzie prawdziwa przyjemność patrzeć na korki rosnące na Opolskiej, jakby już nie była wystarczająco zakorkowana. Przetarg wreszcie udało się rozstrzygnąć i oto przed nami co najmniej 10 miesięcy utrudnień na tym dość ważnym dla miasta węźle komunikacyjnym. Żeby nie było- to nie wszystko. Zaczynają się tez niebawem prace na ulicy Długiej, więc wszystkim zmotoryzowanym życzę cierpliwości. 

Przyda się. 

Swoje żale i gratulacje, zawsze możecie dodać jako komentarz pod artykułem - "W marcu ruszają prace na rondzie Ofiar Katynia".

A jako wisienkę na torcie- Zima Stulecia, nowy singiel Lao Che, o którym przeczytać mogliście niedawno na blogu.

Miłego słuchania życzy 

Niezależny Recenzent Miejski

wtorek, 23 lutego 2010

Krytyka, krytyki. Czyli jak pobudzić do dyskusji i ukazać kompleksy.

CZYTAM, 

Czytam, 

czytam.

I z coraz to mniejszą euforią, i coraz mniejszym zapałem przechodzę do kolejnych komentarzy pozostawionych na forum gazeta.pl, pod listem o wiele mówiącym tytule "Nowi mieszczanie? Banda ludków, która uciekła do Miasta!".

O co chodzi i o jakie miasto? O Kraków i o dyskusję na temat- kto jest a kto nie jest "Krakusem".

Że w Krakowie mieszkam, i o nim piszę, mówię i recenzuję temat jest mi bliski. Podwójnie, bo oprócz zamiłowania do miasta, i hobby w postaci wyszukiwania w nim coraz to nowych tematów do recenzji- z miasta nie pochodzę. Tak, przyznaję otwarcie. Nie tutaj są moje korzenie, a w Beskidach. Nie przypominam też sobie bym kiedykolwiek określał się mianem Krakusa. Obce mi to, niewygodne a i samo określenie ma dla mnie jakiś negatywny wydźwięk. 

Ale nie o mnie tu chodzi a o mój obraz tego co widzę na forum "Gazety". 

List jest odpowiedzią- przynajmniej tak zaznaczono i takie można odnieść wrażenie- na artykuły "Nowi mieszczanie w Krakowie" oraz "Uwaga, krakowianie! Nadchodzą nowi mieszczanie".

Odpowiedzią dodajmy dość histeryczną. Oto ukazał się bowiem w całej swojej sile stosunek, jakim nas, outlanderów darzą rodowici mieszkańcy Krakowa. A kimże są Ci rodowici mieszkańcy? Bywalcy "Dymu", "Pięknego Psa" czy innych knajpek "w których wypada się pokazać" potrafią bezbłędnie ocenić kto jest z towarzystwa a kto nie jest. Śmieszna pseudo-bohema, złożona z młodych niezdecydowanych czy mieszkańcy Nowej Huty- oczywiście - z dziada-pradziada. Dodatkowo, nowi mieszkańcy z przyłączanych pod Krakowskich wsi i wiosek. Oni są Krakusami. Ale też zwykli ludzie, którzy zwykle nie przejmują się tematem.

Drodzy państwo inteligencji nie podoba się obcy w Krakowie. Obcy, gbur, obcy wylewny, obcy z własnym poglądem a nie daj Boże z własnym światopoglądem politycznym. Razi ich student, który zajmuje miejsce w autobusie czy zatacza się po imprezie, wracając z "Rynku" do akademika. Razi młody ambitny, absolwent, bo zostaje i zajmuje miejsce pracy.

Nie razi ich Anglik, głośny, pijany i co tu dużo mówić zwykle niezbyt przyjemny, bo na nim można zbić kasę. Nie razi, głośne wyrażanie opinii, jedynej słusznej przy publice tramwajowej. Nie razi ich nawet, a wręcz cieszy jak najgłośniejsza rozmowa w autobusie czy wspomnianym już tramwaju.

Celowo przejaskrawiam. Nie chcę nikogo urazić. A raczej staram się zbliżyć do stylu listu, jaki dziś poruszył mnie w "Gazecie".

A tutaj garść komentarzy do listu :)

Autor: Gość: Groblin

"Takich slamsów i demolowania kamienic nawet na przedmieściach Meksyku nie ma. Co
za obłuda! Umarli powstaną z grobów aby wykurzyć cwaniaczków od kradzieży
kamienic i innych masowych przestępstw gospodarczych pod Wawelem. Wawel to
będzie blokowisko i nikt za nic nie beknie. Mieszczanin to gość z 500 letnią
tradycja szanowania świętości tego miasta!"

Autor: Gość: Sylwia

Proponuję "zamknąć" nasze Miasto / jak było kiedyś / i nie meldować byle
przybyszów. Jak przyjadą np. na studia to za nic nie chcą wracać do siebie. A
na prowincji też potrzebni lekarze,nauczyciele i inni wykształceni w naszym
pięknym KRAKOWIE."

I  żeby nie było, że nie było głosów sprzeciwu :)

Autor: Gość: amazonka

"Ze zgrozą czytam tekst i komentarze do niego. Ciekawy temat, czyli rozwój i
przemiany środowiska krakowskiego został sprowadzony do poziomu wzajemnych
animozji, eskalacji antagonizmów. W świetle popularnej i jakże humanitarnej
idei wzajemnej komunikacji, korzystania z wzajemnych różnorodności, ujęcie
tematu wydaje się nietrafione i trąci miałomiasteczkowym "horyzoncikiem"

Autor: Gość: krakus-niekrakus

"Żenujący list, drogi "krakusie". Ja mieszkam w Krk 10 rok. Najpierw się
uczyłem, teraz pracuję. Płacę podatki tu, w Krk. I co - wg Ciebie nie mam
prawa do "wciskania"?

A powiedże drogi autorze: od ilu pokoleń ktoś może się nazywać krakusem? Od
ilu pokoleń Ty "tu mieszkasz"? Od jednego? Od pięciu? Od dziesięciu?

Żenujący jesteś - pozdrawiam serdecznie wszystkich normalnych mieszkańców tego
zacnego miasta..."

Pozdrawiam i ja- Samozwańczy Niezależny Recenzent Miejski

poniedziałek, 22 lutego 2010

Nowy singiel Lao Che

Hej, 

Ostatnio pisałem trochę na temat własnych oczekiwań, co do nowego albumu grupy Lao Che. Egoistycznie... mówicie? No tak nie moje i nie wasze oczekiwania liczą się tu przecież najbardziej, ale przede wszystkim, wyraz artystyczny zespołu.

Racja. 

Spełniają się póki co czarne scenariusze mojego wcześniejszego domniemywania o płycie. Mimo zapewnień zespołu co do tego, że płyta nie ma charakteru kolejnej opowieści (a szkoda), a raczej luźnych historii opowiadanych w kolejnych utworach (co potwierdza kolejny singiel z płyty - "Zima stulecia", nie mający nic wspólnego z poprzednim - "Czas"). Niepokoi jedynie warstwa tekstowa. Tak jak pisałem poprzednio, cieszy mnie ilość alegorii i porównań umieszczonych w utworze "Czas" (zmuszających do myślenia, co pokazują, że Spięty i szajka nie są jedynie fanatykami historii) jakże rozczarowujące było więc dla mnie tło tekstowe utworu "Zima stulecia". Dość powiedzieć, że utwór opiera się na osi tekstu - i tu cytat - "Gabinet do Rumunii zbiegł, ratując własną(..) dupę"- nie ma wątpliwości, że jest to odwołanie do II wojny światowej i ucieczki Rządu na tereny Rumunii gdzie doszło do jego internowania. 

Co prawda w utworze znajdują się nawiązania do, mam nadzieję odchodzącej zimy, i niespodzianek jakie nam przyniosła - min. do awarii w sieci elektrycznej, która nawiedziła nasz kraj. 

Summa summarum- Póki co- czekać trzeba do kolejnej odsłony materiału, który wedle zapewnień niebawem pojawi się szerzej, w świadomości muzycznej słuchaczy i fanów. Ci ostatni, jeśli nie przestraszą się elektroniki, na pewno zostaną usatysfakcjonowani fantastycznym wokalem Spiętego. 

Dla ciekawskich zostawiam link do utworu "Zima stulecia" zamieszczonego na stronie Lao Che/ my space.

http://www.myspace.com/laoche

Po raz kolejny muszę ukłonić się przed radiową trójką, która jako pierwsza wyemitowała utwór "Zima stulecia". Dziękuję i proszę o jeszcze:) Opisze na pewno:P

A wam moi drodzy, obiecać mogę ekskluzywny wywiad, którego będziecie mogli posłuchać tutaj- tu, na blogu Niezależnego Recenzenta Miejskiego. Jaki to materiał i co z niego uszyjemy? 

Wywiad przeprowadzony został dwa lata temu, podczas Krakowskich Juwenalii, przez Anię Kuźnię oraz waszego piszącego tu i teraz - Niezależnego. Uwaga- materiał nigdy nie był emitowany, a przygotowany został dzięki uprzejmości jedynego słusznego radia internetowego - Radia17:)

Z kim i o czym rozmawialiśmy, tego dowiecie się już niebawem:)

Z poważaniem 

Samozwańczy Niezależny Recenzent Miejski

sobota, 20 lutego 2010

URGENT!

Witajcie, 

Zaniedbałem blog. Ot zdarza się i taka sytuacja gdy nie mamy wpływu na ilość czasu, czy chęci. 

Za zachowanie takowe gorąco przepraszam :)

Obiecywałem zmiany na blogu i takie właśnie następują. Od dziś, Niezależny Recenzent Miejski jako instytucja jak i blog, stają się w pełni niezależne. Audycja o tym samym tytule w Radio17, oficjalnie znika. Przenosimy się tutaj na blog, by szukać tego co ważne istotne i na tyle lekkie, by nie przyprawiało o zawroty głowy. 

Ot i tyle. 

Pozdrawiam pracując nad materiałem (reportażem) który na pewno przypadnie wam do gustu...

a póki co...

Krótka historia na dobry początek- Wszystkiego w niej podwójnie...

2 zespoły - Lao che i Ratatat

2 kontynenty - Europa i Ameryka Północna

2 style muzyczne - Rock i elektornika/indie rock

2 albumy - "Prąd stały, prąd zmienny" i "Lp3"

Mniej więcej 2 tygodnie temu:), w radiowej "trójce" usłyszałem znajomy głos, znajomą składnię, i nijak do tego nie pasującą linię melodyczną- do wizerunku który miałem w głowie, nie do samego utworu. Lao Che, takie było moje pierwsze skojarzenie. Ale w końcu Lao Che nie wydało nic nowego, więc kto? Spięty... no tak wydał przecież "Antyszanty", ale nie przypominałem sobie by "Czas" gościł na liście utworów tego krążka. Zdziwiony, ale niezbyt mocno olałem sprawę i skupiłem się na eksterminacji błędów w pisanym eseju. Minęły dwa tygodnie:), i nastało wczoraj. Znów "trójka" i znów audycja "Lista osobista" bodaj najfajniejsza, moim samozwańczym zdaniem audycja w repertuarze "Polskiego radia". A w audycji utwór który poraził mnie, zahipnotyzował i zmusił do szukania. 

Utwór zwał się "Wildcat", zespół Ratatat. Po krótkich poszukiwaniach znalazłem to czego szukałem na serwisie youtube. Muzyka okraszona prostymi ale trafnymi fanowskimi teledyskami, lub po prostu okładkami płyt. Ale nie grafika liczyła się dla mnie, a muzyka, która jak już wspomniałem hipnotyzuje- na tyle mocno, że obudziłem się w okolicach 02:30, uświadamiając sobie że wciąż słucham jednego artysty i wciąż zachwyca mnie muzyka oferowana przez niego. A właściwie przez nich, bo Ratatat to duet Evana Masta i Mika Strouda, tworzący muzykę którą najłatwiej mi określić jako- "nowoczesne podejście do tematu soundtracków gier wydawanych na c64". Może lekko przesadziłem, ale moje dzieciństwo to właśnie ta niesamowita maszynka, a dźwięki wydawane przez nią są słodyczą dla uszu konesera. Nic więc dziwnego, że w utworze "Mirando" doszukiwałem się dźwięków z "czołówki" "The great Giana sisters", a w "Dura" słyszałem linię melodyczna z kultowej już animacji dźwiękowej przygotowanej na amigi "Crying Apache". Dość temu. Zakochałem się w tej muzyce, i polecam wam ją szczerze, z całego 8 bitowego serca.

Ale gdzie zgubiło się Lao Che, od którego tak luźno zacząłem? Nie zgubiło się a jedynie ukryło w podobnych wideo pod Ratatat. Tam to właśnie znalazłem utwór "Czas", który jak się okazuje jest singlem zapowiadającym nową płytę (4) w dorobku zespołu. Kiedy się pojawi, tego nie dociekam. Wiem że gdy się pojawi będzie o niej głośno na tyle bym i ja usłyszał, więc po co niepotrzebnie ostrzyć sobie zęby i liczyć dni? Odkąd prepiera płyty HG "Droga" przesuwana była z dnia na dzień, a potem rozczarowała mnie srodze, odkąd Duken Nuken Forever i jego premiera stały się analogią nieskończonego czasu i naiwnej cierpliwości, nie sprawdzam dat wydania płyt. Ot jeśli coś jest dobre usłyszę o tym jeśli nie... nevermind. 

Suma sumarum, płyta Lao Che, "Prąd zmienny/Prąd stały", zapowiada się wyśmienicie. Może oszczędzone nam będą kolejne wybuchy, a ofiarowane fantastyczne paralele tekstowe i alegorie rodem z "Gospel"? Na to liczę. 

A jeśli chodzi o niewypały... Dziś przeczytałem, że w tamtym roku wydana została najnowsza płyta zespołu "happysad" - cicho o niej jakoś, nie tykam więc i ja, zwłaszcza po przesłuchaniu utworu promującego na w/w serwisie wideo. Czyżby gim rock przejadł się? A może Ewa Farna zjadła już cały rynek wespół z Dodą? Na to pytanie poszukam odpowiedzi :)

Muzycznie pozdrawiam-

Samozwańczy i w pełni Niezależny Recenzent Miejski :)